Sponiewierana, znieważona, zdeptana… Tak się właśnie teraz czuję. Brak godności, brak honoru, brak duszy. Zdeptana. Pęka biała nić. Ginie niewinna dusza. Ginę ja. Giną moje idee.
Stoję. Patrzę. Kapie łza.
kap…
kap…
kap…
i tak nikt nie widzi. Oto ja. Oto człowiek. Nie… Oto ja. Oto szmata.
Głupia, bezwartościowa szmata, której i tak nikt nie szanuje.
Chodzę boso po ziemi, gdzieś za jaskinią… Brudzę ją. To boli. Płacze. Ona. Ja.
Kapie łza
na pajęczynę.
Nić przerwana.
Średniowieczny rycerz na stałe zagościł w mej świadomości. Nie mogę się od niego uwolnić. Wystarczy tylko to opisać, komuś opowiedzieć… Może nie chcę…
Tyle sprzecznych myśli znów zaczyna się kłębić. Znów otacza mnie mrok. Trzeba pielęgnować Światło. Trzeba…
Łabędzie powróciły.
Ech… obdarz kogoś miłością, a posądzą cię o homoseksualizm -_-” A przecież tak mało osób kocham…
Szmata…
szmata… szmata… szmata…
SZMATA!
Zamknięta w Norze. Sam na sam ze samotnością. Sam na sam z bólem.
Moja własna jaskinia.